Mińsk

   Na rogatkach miasta typowa dla Białorusi milicyjna "astanowka". Zatrzymujemy się w zatoczce i wykręcamy numer do Raisy, która ma nas przenocować w Mińsku. Mamy czekać, przyjedzie jej syn Andriej i przepilotuje nas przez miasto. Czekamy.    Brześć przywitał nas wiatrem urywającym głowę.
powiększ
Raisa jest córką serdecznej przyjaciółki Mamy Gosi i cioci Haliny. Mamy zdjęcie z Brześcia wykonane w latach 30-tych ubiegłego wieku. Trzy przyjaciółki stoją wg wzrostu w zakładzie fotograficznym. Najwyższa Lusia - Mama Raisy, w środku Regina - Mama Gosi, Halina. Tak to przeniosły się o 70 lat znajomości umożliwiające uzyskanie pomocy i noclegu w Mińsku. Po dziesięciu minutach podjeżdża granatowy ford. Wysiada z niego młody, sympatyczny człowiek, "Andriej". Witaj. Ruszamy za jego samochodem, zastrzegając sobie konieczność zatankowania - pierwsze tankowanie na Białorusi. Podjeżdżamy pod stację benzynową. Upewniam się czy paliwo w dystrybutorze jest bezołowiowe. Otwieram bak, wsuwam końcówkę węża i naciskam uchwyt. Nic się nie dzieje. Naciskam jeszcze raz, ciągle nic. Andriej trąca mnie w ramię - najpierw trzeba zapłacić. Dziwne. Szybko szacuję ile paliwa zmieści mi się do zbiornika i podchodzę do okienka. Płacę za 30 litrów paliwa. Jeden litr kosztuje 1130 rubli - 2 zł i 5 gr. Tanio, ciekawe jak z jakością. Wracam do samochodu. Otwieram zawór i paliwo płynie do zbiornika. Licznik zbliża się do 30 litrów, zwalniam przycisk aby nie przelać. Lej, uspokaja mnie Andriej - wyłączy się samo. Rzeczywiście tuż przed 30-tką strumień paliwa sam maleje i powoli uzupełnia paliwo do 30 litrów, całość wyłącza się precyzyjnie jak w aptece. Ruszamy do domu Raisy. Kilka minut krążenia po ulicach i zatrzymujemy się pod blokiem. W drzwiach domofon. Winda wwozi nas na 3 piętro (4 "etaż"). Podwójne drzwi i ... serdeczne powitanie. Okazuje się, że pewne cechy najprawdopodobniej są dziedziczne Przyjaźń sprzed 70 lat wyraźnie odzywa się w genach dzieci.
powiększ
Sympatia pojawia się praktycznie od pierwszej chwili. Schodzimy na dół i wyładowujemy bagaże. Wnosimy je na górę. Za radą Andrieja odstawiam samochód na pobliski parking strzeżony - trzeba go zabrać przed 9 rano dnia następnego aby nie płacić za dodatkową dobę. Opłata za parking wynosi 9 000 rubli - 16zł. Wracamy do domu. Zastajemy Raisę trakcie przygotowywania obiadu. Próbujemy tłumaczyć, że zaledwie 40 minut temu zjedliśmy kompletny obiad i ciężko będzie nam cokolwiek jeszcze w siebie zmieścić, bezskutecznie. Na stół wyjeżdżają kolejne potrawy, a Raisa konsekwentnie zmusza nas przynajmniej do spróbowania wszystkich. Przyznać trzeba, że to co podała jest bardzo smaczne i tylko wypełnione po wręby żołądki nie pozwalają nam na konsumpcję. Wreszcie koniec, herbata i ciasteczka kończą ucztę. Gdybym miał się w ten sposób odżywiać ważyłbym pewnie ok. 200 kg . W trakcie posiłku rozmawiamy o wszystkim, o sytuacji w Polsce, o sytuacji na Białorusi. Wspominamy o naszych niepokojach związanych z bezpieczeństwem. Zarówno Raisa jak i
powiększ
Andriej zapewniają nas, że aktualna władza zaprowadziła porządek idealny, zgadza się to z naszymi obserwacjami. Porządek wzdłuż dróg (żadnych śmieci na poboczach), zdyscyplinowanie kierowców na trasie (w miastach jakby trochę gorzej, kierowcy są w większości nie przewidywalni, nagminnie nie włączają kierunkowskazu przy zmianie pasa ruchu), jest dla nas zaskakujące. Jest godzina 930. Zaczynamy myśleć o położeniu się spać. Zgodnie z powszechnie obowiązującą w Polsce opinią, w Mińsku nie ma co oglądać. Miasto zostało zniszczone w trakcie II wojny światowej w 100%. Wszystko co tu się znajduje nie ma więcej niż 60 lat. Dlatego planowaliśmy tu tylko nocleg. Ku naszemu zaskoczeniu pada propozycja wieczornej wyprawy na miasto. Wahamy się tylko chwilę, przecież nie wiadomo kiedy znów tu będziemy. Wsiadamy do ciemnego forda Andreja. Zatrzymujemy się na dużym placu. Białoruski parlament z Leninem stojącym u wejścia. Obok duży kościół z czerwonej cegły. To kościół świętego Szymona i świętej Heleny wybudowany w 1910 roku i odbudowany po wojnie. Informuje o tym tablica po polsku. Przed kościołem św. Jerzy zmaga się ze smokiem. Uwagę zwracają wspaniale zdobione, metalowe odrzwia. Zapada zmrok, zaczynam mieć kłopoty z aparatem. Czasy naświetlania wydłużają się gwałtownie i boję się, że część zdjęć będzie poruszona. Nie przewidziałem takiej sytuacji i nie zabrałem statywu do zdjęć nocnych. Lampa błyskowa przy tych przestrzeniach jest nieprzydatna. Na placu znajduje się również wyższa uczelnia obok budynek poczty głównej. Ruszamy dalej. Rzeka. Zapadający mrok, zapalające się światła. Robię zdjęcie Rodziny i Andrieja na tle rzeki Swisłocz.
powiększ
Jedziemy na Plac Republiki. Za drzewami migają światła rezydencji Łukaszenki. Plac już pogrążony w mroku. Zapalają się światła podświetlające elewacje budynków. Miasto zaczyna być nierealne, bajkowe. Monumentalne, socrealistyczne budynki, podświetlone różnym światłem. Widać, że pracowali tu fachowcy. Uzyskany efekt jest imponujący i nie do podrobienia. Mimo zbliżającej się północy ulice tętnią życiem. Dziesiątki ludzi przemieszcza się wokół nas. Schodzimy do metra. Stacja wystrojem zbliżona do znanych mi tylko ze zdjęć stacji Moskiewskiego Metra choć będąca jakby ich miniaturką. Tunele metra są podobnie jak w Warszawie prowadzone płytko pod ziemią. Wsiadamy do wagonów i jedziemy na sąsiednią stację. Wystrój podobny choć różnice pozwalają zidentyfikować stację na której się znajdujemy. W metrze prawie tłok. Ludzie pogodni, dobrze ubrani. Można rozpoznać studentów. Właściwie gdyby nie komunikaty o następnej stacji wygłaszane po Białorusku mogłoby to być dowolne europejskie miasto. Wracamy na Plac Republiki przepełnieni pewnością, że nie opuściliśmy granic Europy, że twierdzenie, iż Polska stanowi jej wschodnią rubież jest zwykłym nadużyciem. Że Białoruś, jak większość państw ma swój koloryt, są w niej elementy których zaakceptować nie wolno (tematy polityczne były starannie pomijane w naszych wędrówkach) ale niewątpliwie jest to państwo europejskie. Znajdujemy na Placu punkt centralny Mińska. Stąd policzono odległości do różnych miast. Znajdujemy Warszawę - 600km, Głębokie - 167km i Miory - 231km. Wpatrujemy się w Pałac Republiki. Ciemna, wręcz ponura budowla zwana przez Białorusinów "Sarkofagiem", jedyna budowla która po prostu
powiększ
nam się nie podobała. Próbuję zrobić kilka zdjęć. Mimo dużej staranności mam wątpliwości co do jakości tych zdjęć. Daje o sobie znać brak statywu. Wracamy do domu Raisy. Pełni wrażeń i podziwu dla naprawdę pięknego miasta, wspaniałej architektury. Odmiennej od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni, ale robiącej wrażenie tą odmiennością. Po powrocie i krótkiej rozmowie szykujemy się do snu. Umawiam się z Andriejem na 830, trzeba odebrać samochód z parkingu. Ciągle kiepsko się czuję po przeżyciach z granicy, mam wrażenie, że przeziębienie się we mnie rozwija. Łykam Tabcin starając się zdusić choróbsko w zarodku. Ranek, wstaję przed wszystkimi. Po cichu wymykam się na klatkę i zjeżdżam na dół. Andriej już czeka. Jedziemy na parking. Pokazuje dowód rejestracyjny i po chwili podjeżdżamy pod blok. Trzeba się pakować ale nikt nie otwiera drzwi od bloku. Widać, że dzwonek domofonu nie jest wystarczająco donośni aby zrobić pobudkę. Na
powiększ
szczęście ktoś wychodzi co wykorzystujemy skwapliwie. Wjeżdżamy na górę. Dzwonek u drzwi jest zdecydowanie głośniejszy. Wystarczyło kilkanaście sekund aby postawić na nogi cały dom. Przepraszamy za zamieszanie i pobudkę. Towarzystwo zbiera się powoli do wyjazdu. Gospodyni znowu okupuje kuchnię szykując śniadanie. Pakujemy się i ogarniamy pościel. Mimo, że przywieźliśmy ze sobą śpiwory nasza Gospodyni nie wyraziła zgody na ich rozłożenie. Poranna krzątanina zakończona, czas na śniadanie. Okazuje się, że śniadanie na Białorusi też wygląda trochę inaczej niż w Polsce. Zamiast kanapek i filiżanki kawy dostajemy "pielmienie" czyli pierożki z mięsem. Mimo, że śniadanie na gorąco jest dla nas zaskoczeniem pierożki znajdują akceptacje wszystkich. Są więcej niż pyszne. Czas na pożegnanie. Jak zwykle w takich sytuacjach, żal że nie możemy zostać dłużej, było wspaniale. Może kiedyś jeszcze będzie okazja. Zapraszamy do nas, do Polski. Andriej deklaruje się dopilotować nas na trasę wylotową na Głębokie stanowiące kolejny etap naszej podróży. Pytam Andrieja czy możemy zatrzymać się jeszcze raz na Placu Republiki. Zdążyłem wieczorem przejrzeć zdjęcia. Ich jakość jest kiepska, większość jest nieostra. Jedynie zdjęcie teatru wyszło jako tako. Może uda się zrobić powtórkę choć paru fotek. Zatrzymujemy się.
powiększ
Plac w pełnym słońcu. Robię kilka ujęć. Jak się potem okaże niewiele lepszych - widać tak miało być. Spoglądamy jeszcze na Swisłocz i jedziemy za Andriejem na trasę wylotową z miasta. Z trudem nadążam przemykając między samochodami w nieznanym mi mieście za fordem naszego przewodnika. Przejeżdżamy przez całe miasto. Ciężko byłoby stąd wyjechać o własnych siłach. Wreszcie zatrzymujemy się na poboczu drogi. Dalej pojedziemy sami. Dziękuję Andrzej, jesteśmy wdzięczni za wszystko, zawsze będziesz mile widziany w naszym domu.

Zobacz zdjęcia z Mińska ...