Ruszamy w trasę

   No nadszedł wreszcie ten dzień - 18 czerwca - środa przed "Bożym Ciałem". Rano jeszcze do pracy. Jeszcze ostatnie porządki w bieżących sprawach i wreszcie "fajrant". Samochód spakowany, bagażnik załadowany na "full". Jeszcze tylko "dopakować" dzieci i psa i odjazd. Po drodze muszę odebrać żonę z pracy - pracuje do 16. Psa nie ma z kim zostawić - zawieziemy go do Babci mieszkającej w Warszawie (aktualnie na działce pod Warszawą). Tam mamy również nocować. Trasę pokonujemy bez większych problemów, omijając główne drogi (początek długiego weekendu - tłok taki, że przysłowiowej szpilki nie ma gdzie włożyć). Pierwsze 100km jedziemy w ulewnym deszczu, dalej na szczęście się wypogadza. Dojeżdżamy późno i bardzo zmęczeni. Uczucie zmęczenia będzie nam towarzyszyło przez następne 10 dni. Mimo zapadających ciemności dzieci lecą do ogrodu narwać czereśni i porzeczek. Zamieniamy kilka zdań z Mamą i kładziemy się spać - jutro następny etap - Terespol.